niedziela, 2 czerwca 2013

♥Rozdział 1

   Rzadko kiedy śniłam. Praktycznie nigdy. Ale teraz byłam stuprocentowo pewna, że to sen. Nigdy nie chodziłam do lasów. Zawsze bałam się tej ciszy, która sprawiała, że czułam się jeszcze mniejsza, drobniejsza i bezsilniejsza niż byłam w rzeczywistości. Jak słodki mały króliczek przed drapieżnym gepardem.
   Czułam się dziwnie, gdy suche gałązki pękały pod naciskiem moich stóp. Jeszcze dziwniejsze było to, że byłam boso i wcale nie czułam igieł sosen i chłodu ziemi. Z ciekawości nadepnęłam na szyszkę. Odgłos zgniatania rozniósł się po całym lesie. W mojej nodze tkwił spory fragment, ale wcale nie czułam bólu. Wyjęłam go ostrożnie. Nie było ani śladu, który świadczyłby o obecności szyszki.
- Kochanie? - usłyszałam ciche nawoływanie. Znałam ten głos. Nie wiem skąd, ale znałam. Nie miałam kontroli nad własnym ciałem, gdy zaczęłam biec w stronę, z której pochodził. Zahaczyłam nogawką piżamy o wystający kawałek kory. Runęłam na liście, które zamortyzowały upadek. Otrzepałam się i starłam ręką błoto z kolana. Znowu zaczęłam biec.
- Jest tu ktoś? - powiedziałam cicho - Jest tu ktoś? - powtórzyłam głośniej. Krzak za mną zaszeleścił. Odwróciłam się w jego stronę z krzykiem i cofnęłam się o kilka kroków. Serce waliło mi jak szalone. Gorąco uderzyło mi do łowy, a moje ręce zrobiły się lodowate jak zawsze, gdy się stresowałam. Zaczęłam łapczywie wdychać powietrze. Wszystko byle tylko się uspokoić. Gdy mój oddech się unormował odważyłam się spojrzeć za siebie. Kolejny błąd. Znowu pisnęłam, a serce podskoczyło mi do gardła.
- Cholera! - syknęłam na widok kobiety. Zlustrowałam ją szybkim spojrzeniem. Dawniej bez wahania można było ją nazwać piękną. W tym momencie było widać tylko skrawki jej urody. Miała piękna, oliwkową skórę i duże, brązowe oczy, które okalały gęste rzęsy. Jej włosy były długie, lekko zawinięte na końcach i miały ten cudowny odcień czerni, który zawsze mi się marzył. Gdy je odgarnęła zwróciłam uwagę na wydatne kości policzkowe i pełne usta. Całość psuły ogromne sińce pod oczami i zadrapania na policzku. W pewnym momencie zwróciłam uwagę na to, jaka jest wychudzona i coś na podobieństwo krwi na jej ubraniach... o Boże.
- Nie bój się mnie -wyciągnęła w moją stronę wychudzoną, żylastą rękę. Miała charakterystyczny, zachrypnięty głos.
- Nie boję się - wydukałam zdławionym głosem. Ciężko było mi przełykać ślinę, a co dopiero normalnie oddychać. Kobieta uśmiechnęła się krzywo.
- Powiedzmy, że ci wierzę - puściła mi oczko.
- Mogę wiedzieć kim jesteś? - zapytałam zdezorientowana. Poczułam jak wiatr rozwiewa mi włosy i odruchowo pogłaskałam się po ramionach, aby się ogrzać, ale wcale nie poczułam chłodu.
- To nie jest ważne - powiedziała obojętnym tonem.
- Nalegam - powiedziałam pewnym tonem. Kobieta delikatnie się uśmiechnęła.
- Lepiej żebyś nie wiedziała
- Dlaczego? - rozejrzałam się w około szukając jakiejś osoby, przed którą mogłaby coś ukrywać, ale tu buło pusto. Zero ludzi. Zero zwierząt.
- Bo chcę, abyś przeżyła wszystko w spokoju - jej śmiałe wyznanie mnie zaskoczyło. Zamrugałam kilkakrotnie. Wyciągnęła do mnie lewą rękę. Było na niej dużo blizn i jakieś cyfry.
- Słucham?- zapytałam lekko zdenerwowana.
- Tam gdzie mieszkasz jest niebezpiecznie - wyjaśniła pospiesznie. - Chcę cię ochronić. Pragnę, abyś z tamtąd uciekła - wyciągnęła ku mnie obydwie ręce. Zaczęłam się cofać.
- Nie mogę - wydukałam - Nie znam cię. Nie wiem kim jesteś. To niedorzeczne, abym cie posłuchała.
- Wolisz zostać? - zasmuciła się.
- Tak - powiedziałam cicho. Niespodziewanie rzuciła się w moją stronę i złapała mnie za prawą rękę. Po raz pierwszy odkąd śniłam poczułam ból, więc krzyknęłam zdziwiona. Gdy puściła moją dłoń pojawiły się na niej cyfry. ,,72041525".
- Co to do cholery jest!? - krzyknęłam, ale nikogo ze mną nie było. ,,Uważaj na nie" - usłyszałam w mojej głowie. Obraz zaczął się rozmazywać. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na ziemię. Pochłonęła mnie ciemność...
   Zerwałam się gwałtownie z łóżka. Poczekałam aż moje oczy przywykną do światła słonecznego, które wpadało do pokoju mimo zasłoniętych rolet. Spojrzałam na moje nogi, które piekły. Spodnie na kolanie były rozdarte i było tam piekące otarcie.Prześcieradło wokół mojej stopy było zabarwione na czerwono. Uniosłam stopę i zobaczyła malutką, zasklepioną rankę. Złapałam się za włosy i usłyszałam szelest liści.
- Co jest do jasnej cholery... - syknęłam cicho. Pobiegłam do łazienki. Na mojej ręce były liczby. ,,72041525". Spojrzałam w lustro i zamarłam. Wyglądałam jak upiór, z tymi rozczochranymi włosami poprzetykanymi liśćmi. Ale i tak ciekawiło mnie tylko jedno.
- Kim ty kobieto jesteś?

            * * *

   Aby wyglądać jak człowiek musiałam wskoczyć pod prysznic. Ciepła woda tryskała na moje ciało i oczyszczała umysł. Koiła mnie i oczyszczała mój umysł. Mydląc ciało rozmyślałam o tej kobiecie w lesie. Czego tak naprawdę chciała? Wszystko to brzmiało jakby była niespełna rozumu. I jeszcze te cyfry. Spojrzałam na moją dłoń. Na nadgarstku nadal widniały czerwone cyferki. Namydliłam dłoń i potarłam nadgarstek. Skóra na nim zrobiła się czerwona, ale cyfry nie wyblakły ani trochę. Użyłam nawet rękawicy, która ciotka stosowała do peelingów.
- A niech cie szlag kobieto trafi! - warknęłam i wyszłam z kabiny, owinięta w ręcznik. Musiałam czymś zakryć ten prezent. Ruszyłam w stronę szafy i wyjęłam z niej kwiecistą sukienkę. Okręciłam się wokół własnej osi, aby zobaczyć efekt. Spodobał mi się, więc ją zostawiłam i wzięłam kilka cieplejszych ubrań.
- Puk, puk - drzwi do mojego pokoju się otworzyły i do środka wparowała moja przyjaciółka, Andie. Jej zielone oczy błyszczały z podekscytowania.
- Co się stało? - zapytałam unosząc brew.
- Ubieraj się. Idziemy!
- Hej! Przystopuj i mów gdzie! - złapałam ją za rękę zanim na dobre zaczęła buszować po moim pokoju. Uśmiechnęła się łobuzersko.
- W Lake Union Cafe jest nowy kelner, Patrick Weaver. - wyszczerzyła się. Zrozumiałam o co jej chodzi i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Jestem otwarta na propozycje - rozłożyłam ręce w geście poddania. Chwilę później siedziałam na krześle, a Andie bawiła się moimi włosami.
- Nie wiedziałam, że są już takie długie - powiedziała z aprobatą. Oglądałam jej poczynania w lustrze i śmiałam się za każdym razem, gdy coś jej nie wychodziło. Na złość zaczęła szczotkować moje włosy dość energicznie, przez co głowa odskakiwała mi na bok. - Nie ruszaj się!
- Nie szarp tak, bo wyrwiesz mi połowę włosów! - pisnęłam. Chwyciła za lokówkę. Po chwili rozległ się kolejny wrzask, bo mnie poparzyła. Jej końcowy wynik wynosił trzy poparzenia.
- Możesz już wstać - klepnęła mnie w plecy. Poszłam do łazienki wykonać makijaż, podczas gdy ona grzebała w mojej szafie. Kiedy wróciłam podała mi beżowy sweter i szmaragdowo-zielony szal, który jej zdaniem niesamowicie współgrał z moimi rudawymi włosami. Wzięłam także kilka bransoletek, aby ukryć pamiątkę po śnie.
- Z taką Veneri mogę się pokazać! - chwyciła mnie pod ramię i ze śmiechem wyszłyśmy z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz